Zalipie to miejscowość położona na równinie Powiśla Dąbrowskiego – to wieś polska, choć jedyna w swoim rodzaju i niepowtarzalna. Osobliwością Zalipia i kilku osad jest pielęgnowany z pokolenia na pokolenie zwyczaj malowania domów i wnętrz mieszkalnych w oryginalne kwiaty – tradycja sięgająca początków zeszłego stulecia.
Pierwszym badaczem sztuki zalipiańskiej był Władysław Hickel. Około 1906 roku zobaczył on przypadkiem nad łóżkiem służącego, pochodzącego z powiatu dąbrowskiego, dwa arkusze zwykłego papieru a na nich farbą do malowania ścian wykonane bukiety kwiatów wykonane stylowo bardzo podobne do tych, jakie spotkać można było na chłopskich skrzyniach. Zaciekawiony niespodziewanym odkryciem, zwiedzi Powiśle Dąbrowskie i trafił na odrębny, zupełnie dotąd nieznany ośrodek sztuki ludowej. W czasopiśmie – organie Towarzystwa Ludoznawczego we Lwowie, pisał „…Malują już to na papierze, już to wprost na ścianie, przyozdabiając co tylko jest w izbie, a więc powałę, kredens, okna, okiennice […] a nawet talerze, choć te w razie, muszą być z farby umyte. Farbę kupują dziewczęta w Dąbrowie albo w Tarnowie w proszku, który mieszają, który mieszają z mlekiem lub pokostem, a zamiast pędzla używają zwyczaj brzozowego patyka, namoczonego i rozstrzępionego na końcu młotkiem. Pędzel taki jest oczywiście bardzo nieudolnym narzędziem; tem dziwniejsza, że niejedna z wielką zręcznością potrafi nim władać. Farba rozrobiona w odpowiedniej ilości mleka da się dobrze użyć i nie kruszy się zbytnio…”
Według Hickla wszystko zaczęło się od barwnych haftów, które twórcy ludowi na Powiślu wykonywali od niepamiętnych czasów; nawet na co dzień noszono pięknie wyszywane chusty, zapaski i sukmany. Roślinne desenie w kolorach czarnym i czerwonym przypominały motywy krakowskie, choć znacznie przewyższały je bogactwem i oryginalnością. Stopniowo obok haftów pojawiały się malowanki. Za prekursorkę zalipiańskich „kwiatków” uważał Hickel córkę miejscowego gospodarza – Curyłównę; kiedy przystępowano do renowacji kościoła zaproponowała, aby ozdobić świątynię „kwiatkami” – będzie to przecież bardzo bliskie sercu każdego mieszkańca wsi. No i zaczęło się. Sposób rozcierania i rozrabiania barwników, potrzebnych do przygotowania farby, kobiety podpatrzyły prawdopodobnie u kogoś zawodowo trudniącego malowaniem domów i wnętrz. Za wzór posłużyły motywy ze starych skrzyń i tradycyjnych haftów.
w 1948 roku, na zlecenie Departamentu Plastyki Ministerstwa Kultury i Sztuki, na Powiślu Dąbrowskim przeprowadzona badania etnograficzne. Kierował nimi profesor Roman Reinfuss. Znaleziono dowody na to, że całe zjawisko wzięło swój początek od prostych „pacek” – malowanych wapnem białych plam. Talent twórców, oraz sytuacja społeczno – ekonomiczna wsi, pozwoliły rozwijać się „packom” w proste, dwukolorowe, a potem coraz wspanialsze kwiaty.
Z czasem zamiłowanie do malarstwa objęło całe Powiśle Dąbrowskie – Ćwików, Hubenice, Niwki, Kłyż, Kuzie, Samocice, Podlipie. Początkowo malarki naśladowały się wzajemnie, pokazywały jedna drugiej tajemnice warsztatowe. Po latach jednak, każda z nich dopracowała się własnego stylu, własnej interpretacji otaczającej nas przyrody. Malowidła dalekie były od naturalizmu. Każda z artystek po swojemu widziała wspaniały kwiat słonecznika, niezapominajki czy też zwyczajny przydrożny oset. Trudno znaleźć dwa jednakowe motywy. Zachwycony Władysław Hickel pisał: „… Malarstwo to dowodzi, że w ludzie dżemie wielki zasób niewyzyskanego talentu i poczucia słonecznej barwności. Godną w tych pracach jakoby od niechcenia wykonanych, jest owa prostota, swoboda i logika, a w szczególności równowaga wielorakich barw uzupełniających się przecież do spektrum światła Słonecznego…”
Z początku „kwiatki” spotkać można było wyłącznie w domach bogatych gospodarzy; malowały ubogie dziewczyny. Zajęcie to nie przynosiło zaszczyty ot, taka kiepsko płacona usługa. Zdobiono oddzielną izbę przeznaczoną dla gości, izbę do której wchodzi się od święta. Tak kilkadziesiąt lat temu widział to Hickel: „…Białe jak śnieg ściany obwieszone bogato jaskrawymi „kwiatkami” odbijają od ciemnego tła malowidła powały: „kaflowiec”, obramowanie okien, a nawet talerze w oszklonym kredensie, przyozdobione są malowidłami. Podłoga biała, starannie umyta, na czystych łóżkach barwnie haftowane poduszki. Przez dzień zasłonięte okna chronią izbę przed muchami i skwarem letnim…”. Tradycja malowania na Powiślu Dąbrowskim przetrwała do dziś. Dzięki działalności badaczy i popularyzatorów zalipiańskiej sztuki – profesorów Tadeusza Seweryna i Romana Reinfussa – artystki ludowe zostały otoczone troskliwą opieką państwa. Co roku organizuje się konkursy na najpiękniej wymalowaną zagrodę, co roku, na wiosnę, wraz z pojawieniem się pierwszej zieleni rozkwita Zalipie nowymi motywami, nowymi barwami.
Dzieła malarek są bardzo nietrwałe, ulotne. Spłukiwane przez ulewne deszcze, smagane wichrami malowane ściany domów wymagają stałej konserwacji. Każdej wiosny domostwa ozdabia się nowymi „kwiatkami”. Nie używa się już prymitywnie stworzonych narzędzi, lecz wysokiej jakości pędzli. Proste, kombinowane domowym sposobem barwniki zastąpiono temperami i farbami olejnymi. wzrosło bogactwo motywów i wzorów. Na początku zeszłego wieku malowano jednolitą plamą bardzo schematyczny zarys rośliny. Nigdy na przykład nie umieszczano na liściu żyłkowania. Żadnej malarce nie chodziło o naturalistyczne przedstawienie szczegółów – „jak se wymyśli, tak se wykryśli” – powiadano. Współczesne malowanki odznaczają się nadzwyczajnym wprost bogactwem detali. Spotyka się cieniowanie w obrębie tonacji nie mówiąc już o mieszaniu farb. Obok tradycyjnych „kwiatków” umieszcza się sylwetki zwierząt domowych, lub nawet postacie ludzkie, jak choćby roztańczona para krakowska przeniesiona na papier zapewne z makatki zdobiącej ścianę w którymś z mieszkań w pobliskiej Dąbrowie Tarnowskie. Pomimo posługiwania się lepszymi, doskonalszymi narzędziami i farbami, pomimo wyszukiwania nowych form plastycznych, każda z artystek, tak jak przed wiekiem, kreuje własną wizję otaczającego świata. Dawniej malowaniem trudniły się wyłącznie kobiety – gospodarze uważali to zajęcie za uwłaczające męskiej godności. Obecnie mężczyźni również zajmują się twórczością. Najwybitniejszą indywidualnością Powiśla Dąbrowskiego była zmarłą 4 maja 1974 roku Felicja Curyłowa. Od najmłodszych lat zdobiła ściany i wnętrza domów. Życie jej wypełnione ciężko pracą na roli, twórczością artystyczną i nauczaniem młodszych, mniej doświadczonych koleżanek – malarek, służyć maże za przykład. To ona – aktywistka społeczna zaangażowana bez reszty w sprawy swojego regionu, odznaczona Złotym Krzyżem i nagrodą Ministra Kultury i Sztuki – przyczyniła się do założenia w Zalipiu, otwartego w 1977 roku już po jej śmierci, „Domu Malarek”. Po długich latach budowy w centrum wsi stanął wreszcie nowoczesny budynek –obecnie siedziba Gminnego Domu Kultury. W 1978 roku zagroda Felicji Curyłowej została odziałem Muzeum Okręgowego w Tarnowie. Niemal w każdym zalipiańskim domu można było podziwiać „pająki”, misternie wykonane ze słomki i kolorowej bibułki. Wyrazem estetycznych ambicji artystek, zaspokojeniem ich tęsknot za pięknem są „dywany” – malowane na papierze, „kwiatki” przeznaczone do zawieszenia nad łóżkiem. Są to przeniesione na karton stylizowane formy powiślańskiej roślinności, sylwetki zwierząt i ludzi. Zwyczaj ten był chyba czymś więcej niż potrzebą przyozdobienia mieszkania. Zabierane przez zalipian w dalekie strony, umieszczane w obcych pokojach „dywany” stawały się symbolem stron rodzinnych, symbolem domu.
Podobne przeznaczenie i charakter ma wycinanka. Niezwykle popularne na początku zeszłego wieku zaczęły powoli znikać. Wpłynął na to gwałtowny rozwój malarstwa. Obecnie w Zalipiu wyróżnia się dwa rodzaje wycinanek: zawieszane w oknach i za szybami kredensu robione z białego, cieniutkiego papieru, oraz wycinanki dodatkowo zdobione kolorowym ornamentem.
Przydrożne zielsko, wykopki ziemniaków, pies w pomalowanej buzie, zaduma bezkresnych pól, kwiaty na tle białej ściany – to okruchy zalipiańskiej rzeczywistości.